No dobra, to może powróćmy teraz do tej 0,1 milisekundy, kiedy to dokonałem naprawdę bardzo głębokiej analizy rozważanej sytuacji...
Owoż natychmiast wyobraziłem sobie, że oto jadę jakimś wielce romantycznym wehikułem, a ponieważ za najbardziej romantyczny pojazd, a do tego taki, na który mnie stać, uważam z dawien dawna starego poczciwego trabanta, zatem natychmiast wyobraziłem sobie, że oto siedzę za kierownicą "plastikowej zemsty Honeckera". Tylne siedzenie zajmuje pies wielkości sporego cielaka, kiedyś słyszałem, że jest taka rasa i nazywa się bernardyn. Psisko siedzi tam ściśnięty jak trusia i nawet szpilki z boku się nie wetknie. Robi się ciemno i do tego nadciąga burza... Sytuacja jest trochę podobna jak w tym utworze, ale jednak są pewne różnice... Zanućmy więc początek mojej wersji...
Uderzył deszcz, wybuchła noc,
Moim trampkiem jadę se, Daleko gdzieś, w przyłbicach chmur, Głuchy buuurzy tooooooooon! Tak ciemno wszędzie Głucho wszędzie ee Moim trampkiem zaiwaniam se ee Ach co to będzie co to bęędziee ee Teeeeeeeeeeeeeego jeeeeeeeeeeeeeeeeeeszcze Nieeeeeeeee wieeeeeeeeeeeee niiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiikt!!!!!!!!!!! Przecieram oczy i daję w gazzz Ciągle burza trwa aa Nagle feeeria barw i mnóstwo świec, Ktoś na skrzypcach graaaaaaaaaa Przystanek jakiś odsłania się Autobusowy chyba aa I trzy osoby widzę w nim Nie, ja chyba śnię! ... No bo właśnie mijam przystanek autobusowy, na którym, ku swojemu ogromnemu zdziwieniu, widzę mojego najlepszego kumpla /zaraz... to chyba nawet Stefan!!!/, kobietę, która z daleka wygląda na kobietę moich marzeń oraz jakąś leciwą kobiecinę, która ani chybi zaraz wyzionie ducha.
No i od razu konsternacja...
Co robić??? Co robić?????????????? Co robić?????????????????????? Zaraz... Stefan? Tego faceta darzę wybitnym szacunkiem, od kiedy mi życie uratował. No bo jakiś czas temu wróciłem wcześniej z delegacji, jak zwykle po kilku głębszych, a tu w domu wpada na mnie wściekła żona... Pewnie by mnie wtedy zatłukła, gdyby nie Stefan. Nagle pojawił się nie wiedzieć skąd i od razu ją udobruchał. To było jak cud - dałbym głowę, że on specjalnie wtedy siedział taki na wpół rozebrany w tej naszej małżeńskiej szafie, właśnie po to, aby mi wtedy życie ocalić... No dobra... ale co ten Stefan tu robi? Przecież on ma własny samochód... No i dlaczego się do tej "kobiety moich marzeń" nie dobiera? Przecież "od zawsze" podobne kobiety nas kręciły... Oj, chyba coś mi tu śmierdzi... Aaaaaaa!!!!!!!!!!!! Już wieeeeeeeeeeeeeem!!!!!!!!!!!!!!!!!! Na pewno wraca z suto zakrapianej imprezy w jakiejś knajpie, na której wydał wszystko co do grosza, jak nie na alkohol, to na panienki, ale co tam, to już problem jego żony, nie mój. No i teraz czeka na autobus, aby na gapę do domu wrócić... Na pewno też jest nawalony jak szpak, ledwo widzi na oczy. Nie biorę go, nawet nie ma mowy - jeszcze mi tu od tych wszystkich hamowań i przyspieszeń /a w trabancie o to nietrudno/ tę elegancką plastikową tapicerkę zarzyga, niech się lepiej buja autobusem, tam nikt mu złego słowa nie powie nawet jak będzie rzygać jak kot, no chyba że na Panią Basię trafi, ale to dość mało prawdopodobne... A ta "kobieta mego życia" to na pewno tylko z daleka taka cacy, a tak naprawdę, to bez kija nie podchodź... Zresztą bądźmy szczerzy - kobieta mego życia to PO MNIE ma podjechać jak będę czekał na przystanku i to nie byle czym, ale jakimś czerwonym ferrari, no ostatecznie może być jeszcze sportowe porsche, ale jak już, to tylko w kolorze wiśnia metalik. A poza tym, co ona może robić na tym przystanku, taka wypindrzona lasencja? Aaaaaaa!!!!!!!!!!!! Już wieeeeeeeeeeeeeem!!!!!!!!!!!!!!!!!! Że też wcześniej na to nie wpadłem! Przecież to oczywiste!!! Hehe, pewnie mało kogo na nią stać, skoro aż tak się odpicowała!!! A może ma tylko jednego, ale za to bardzo bogatego sponsora, cichodajka jedna? A tak swoją drogą, co to za dusigrosz musi być!!! Żeby nawet taksówki po nią nie podesłać? No nie patrz się na mnie z taką nieśmiałą nadzieją w tych swoich migdałowych oczkach paniusiu, wyciągnij tę swoją komóreczkę i opiernicz zdrowo tego swojego sponsora, niech zdobędzie się w końcu na jakiś gest i zamówi dla ciebie tę cholerną taksówkę, bo ja i tak cię nie wezmę, nie ma głupich, bo mnie po prostu na ciebie nie stać!!! No i ta staruszka, co to lada chwila kitę odwali... Jakbym nie miał sumienia, to bym ją natychmiast zabrał do szpitala... Ale ja mam sumienie i do tego znam realia panujące w naszych szpitalach... Doskonale wiem, że natychmiast po tym, jak ją przywiozę od razu nafaszerują ją pavulonem i będzie nieszczęsna zdychać po cichu w okropnych męczarniach... Czym sobie na to zasłużyła? No czym??? To już lepiej niech sobie umiera spokojnie tutaj, na tym przystanku, co najwyżej mogę na blogu u Doktora Bruncia napisać, że ona tam stoi umierająca, niech szybko przyjeżdża i ratuje, ostatecznie to nie mnie za to płacą... Po tej krótkiej analizie, co jak juz wspomniałem zabrało mi circa 0,1 milisekundy, dłużej się nie zastanawiam, tylko cisnę "do dechy" pedał gazu i zostawiam za sobą analizowany przystanek, który za małą chwilę cały tonie w kłębach śmierdzącego dymu, pochodzącego z niemiłosiernie gwałconej podróbki przedwojennej rasmussenowskiej dekawki, tj. dwusuwowego silnika pojazdu marki trabant. Odjeżdżam nucąc, jak następuje.
Lecz po nocy przychodzi dzień
A po burzy spokój... Nimfomanki budzą mnie Tłukąc się do okien... |