Niniejszy post dedykuję Sami i Ka-Lorce. Powiedzmy, że w dowód uznania dla ich literackiej twórczości :> Zaczęło się zupełnie niewinnie. Wchodzę do hotelu, w recepcji siedzi sobie milutka blondyneczka i słodko się do mnie uśmiecha. Podchodzę do niej i pytam, czy są jakieś wolne pojedyncze pokoje. A ona nic, tylko coraz szerzej się uśmiecha, pokazując przy tym równiuteńkie ładne białe ząbki. - Marnujesz się tutaj dziewczyno; z takimi ząbkami, to ty powinnaś jakiegoś cool-geta reklamować, albo innego nonsenso-dyna - przemknęło mi przez głowę. Tymczasem z pięknych, białych i równych ząbków panienki wyrastają nagle dwa długie białe kły; dziołcha nachyla się do mnie ponad balustradą, wyraźnie zmierzając swymi długimi zębiskami w kierunku mojej szyi... - Wow, wampirzyca! - wrzasnąłem, po czym szybko dałem nura w długi hotelowy korytarz. Biegnąc obejrzałem się za siebie; nie było dobrze - za mną pędziło wielkie stado niezdrowo podnieconych wampirzyc. Wszystkie miały wielkie białe kły i długie włosy do ramion. Było wśród nich kilka blondynek, szatynek i brunetek, ale o dziwo, zdecydowanie przeważały rude. Te rude wampirzyce były w różnych tonacjach rudego; miodowłose, miedzianowłose i ognistowłose, a te ognistowłose to były tak bardzo ognistowłose, że wyglądały dosłownie jakby im się głowy paliły. Nagle korytarz się skończył, a przede mną były jakieś drzwi; otworzyłem je niewiele myśląc, bo nie było już żadnej innej możliwości ucieczki. Wbiegłem do dużego jasnego pokoju. Pośrodku stała kobieta wyglądająca jak biznes woman. Była prawie naga, miała na sobie jedynie drogą biżuterię, a na nogach czerwone szpilki. - Jestem kobietą wyzwoloną i pragnę abyś natychmiast mnie zniewolił! - powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu. - Wybacz, ale teraz nie mam czasu! - zawołałem - stado wampirzyc mnie goni! Na szczęście był to pokój przechodni. Przebiegłem go trzema susami i bez wahania otworzyłem kolejne drzwi. Teraz byłem w jakimś ciemnym pokoju, a w kącie stał jakiś starszy wysuszony facet i dziwnie mi się przyglądał. W jego rękach coś pobłyskiwało. - Panie! - wrzasnąłem - ratuj mnie pan, goni mnie stado rozszalałych wampirzyc!!! - Co pan opowiadasz, toż to prawdziwy horror! - zauważył wyraźnie poruszony staruszek zbliżając się do mnie z troską wypisaną na twarzy. Ja patrzę, a to Freddy Krueger we własnej osobie!!! A to, co tak błyskało, to były noże, które miał zamiast palców... Wrzasnąłem ze strachu i rzuciłem się do kolejnego pokoju. Był wykonany w stylu rokoko, a pośrodku stała jakaś skąpo ubrana kobieta. Miała na sobie tylko czarne body wykonane z miękkiej cienkiej skórki i długie czarne szpilki. W jednym ręku trzymała bacik, a w drugim szpicrutę. - No, jesteś nareszcie! - stwierdziła od razu na mój widok - do nogi psie! Mam już dla ciebie smycz i obrożę! - Jaki psie? - zapytałem zdumiony - przecież ja nie jestem żadnym psem! - Milcz psie! - ucięła krótko - czy pozwoliłam ci dać głos?- zapytała retorycznie - powiedziałam, do nogi! A potem pokornie chałcząc możesz błagać mnie o litość! - to mówiąc strzeliła bacikiem w pobliżu mego ucha. - Litości! - wrzasnąłem - stado wampirzyc mnie goni! - O żesz ty!!! - wybuchła dominująca - miałeś chałczeć, a nie gadać! W tym momencie odkryłem, że w ścianie naprzeciwko są kolejne drzwi. Rzuciłem się ku nim nie zważając, że psia treserka celuje bacikiem prosto w moje lewe ucho. Wbiegłem do jakiejś dużej hali, pośrodku której stał... smok wawelski. - Wskakuj mi szybko na grzbiet, inaczej te baby wyssą cię do imentu! - zawołał wesoło. Niewiele myśląc wskoczyłem na smoka, który zamachał skrzydłami i uniósł się w powietrze. Jednak natychmiast wpadliśmy w jakieś powietrzne wiry. - O kurczę, znowu te cholerne turbulencje! - zauważył smok - sorry szajbo, ale musisz już spadać - stwierdził bezlitośnie, po czym bez zbędnej zwłoki po prostu strząsnął mnie ze swego grzbietu. Spadałem lotem koszącym. Ujrzałem przed sobą jakąś wielką wodę i pomyślałem, że zawsze to lepiej spadać do wody niż na twardą ziemię... Zrobiłem nura, po czym wynurzyłem się na powierzchnię. Przed sobą zobaczyłem jakąś wyspę i zacząłem do niej płynąć. Gdy podpłynąłem, zobaczyłem przed sobą piękną złotą plażę, a na plaży... wow!... tłumy opalających się kobiet. Wszystkie w skąpym bikini. Tym razem były to głównie brunetki. Powoli wychodziłem na brzeg. Wszystkie kobiety wpatrywały się we mnie, jakby ujrzały jakiegoś ufoludka. Nagle jedna z nich wstała i pokazując mnie ręką zaczęła coś wołać do pozostałych. - To on! To on! - usłyszałem. - Jest, jest!!! Nareszcie!!! - wołały pozostałe. Wszystkie rzuciły się na mnie całując mnie namiętnie po twarzy, a przy okazji przygniatając mnie swoim ciałem. Me piersi dławione przygniatającym ciężarem napalonych nimfetek ogłosiły bunt i po prostu odmówiły dalszej współpracy w wyniku czego zwyczajnie zacząłem się dusić... I wtedy się obudziłem. Na materacu, w domu szwagra... Nie dość, że wielkie szwagrowe psisko nie wiedzieć czemu zrobiło sobie legowisko na mojej piersi, to jeszcze w dodatku to paskudne bydlę lizało mnie po gębie. |