Pan szajba chciał dzisiaj dać pewnemu panu w mordę... no wiecie, tak w konwencji westernu - on na niego krzywo spojrzał, no to pan szajba mu w pysk... problem w tym, że to był chłop 2 metry wzrostu i 150 kg żywej wagi... no i rzecz jasna mógł nie zrozumieć tej konwencji, a wtedy z pana szajby zostałby co najwyżej mocno poturbowany pasztet, co w tej temperaturze, jaka obecnie miłościwie panuje w naszym pięknym kraju, groziłoby szybkim rozkładem na mało przyjemne zapachy... w rezultacie pan szajba dał se na wstrzymanie i postanowił przejąć inicjatywę w konwencji filmu "płaszcza i szpady", a więc dziarsko chwycił swój nieodłączny parasol i postanowił zdzielić nim drania przez łeb, aż mu gwiazdy w oczach staną... lecz w tym momencie zorientował się, że przeca zaatakuje bezbronnego faceta, a to przecież nie łowko. Co prawda zawsze mógł jeszcze zaoferować gościowi dwa nagie miecze, problem w tym, że nie był pewien jak facet odbierze akurat taką konwencję.
W tej sytułacji pan szajba postanowił ratować się konwencją filmu niemego, to znaczy udać, że nie słyszy, ale nie był pewien, czy facet zna tę konwencję, poza tym niemal cały ałtobus już na niego patrzył i pan szajba doskonale czuł na sobie to ałtobusowe wejrzenie. Jeszcze przez moment pan szajba próbował ratować się konwencją sajnsz-fikszyn i udawać zahibernowanego, ale natrętny wzrok niewzruszonego jegomoscia zdawał się mówić "już ja cię odhibernuję, żałosny gapowiczu!".
Wobec tego nie pozostało panu szajbie nic innego jak pogmerać w swojej przepastnej kieszeni, wyjąć mocno pomiętolony bilet, powiedzieć "proszę" i podać go natrętowi.
Kanar kilka razy obrócił zmiętolony bilet w dłoniach, po czym luknął nań i oddał go z powrotem wyduszając z siebie krótkie "dziekuję". Na to pan szajba skłonił się w milczeniu i chowając bilet z powrotem do kieszeni pomyślał, że na drugi raz ponownie zrobi temu kanarowi i całemu ałtobusowi krótkotrwałą przyjemność i uda, że nie ma ważnego biletu.
Np. obejmie go za szyję obficie przy tym tocząc ślinę z pyska i obrzucając go nienawistnym spojrzeniem ostatkiem sił wyszepce:
- main nejm is szajba, pan szajba... i ty także, Brutusie?
A on słysząc to wielce przejęty, powie cicho:
- nic to, Baśka...
Ale zaraz, zaraz... jaka to była konwencja?
ja napiszę tu w konwencji kina...przygodowego..(P).a mianowicie,jesteś przykładem egocentryka,polemizującego z każdym ,nie widząc,że twój brak elokwencji bierze się z długiego przebywania na jakiejś wyspie bezludnej,tu szajbko,kupuje się bilety...:P
OdpowiedzUsuńNajchętniej kanary kojarzą mi się z Wyspami Kanaryjskimi...i wachlujący mnie tubylec...z liściem...dośc dużym...:P)))
No bo LATO mamy...a co...:P)))
To ja odpowiem w konwencji horroru - to na pewno była diabelska wyspa :>
Usuńfajny ten filmik...:P))))
OdpowiedzUsuńnie pójdę na samoobronę...ale do ZOO...musze jakieś tygrysy sobie upatrzec,jakby ktoś potem z malinami mnie zaatakował...:P))))
W sumie niezły pomysł z tym tygrysem, kwintesencja samoobrony :>
UsuńNo nie no... po dłuższej nieoboecności i poczytaniu tego i owego stwierdzam, że z tym szajbą to można tylko szajby dostać:-)))
OdpowiedzUsuńBuziaki!
krysia
Dobre i to.
UsuńBuziaki ofkors :>
No przyznaję, że tą Baśką mnie rozwaliłeś. Wzruszyłam się do łez:)
OdpowiedzUsuńKap kap, płyną łzy :>
UsuńByło dać mu najpierw w mordę, a następnie podać bilet. Z uśmiechem.
OdpowiedzUsuńTak w konwencji absurdu.
Muszę nad tym pomyśleć.
UsuńJa też muszę pomyśleć... ;-)
UsuńDawno się tak nie pośmiałam :))
OdpowiedzUsuńDobre!
Pozdrawiam
Nie piszesz, to przynajmniej coś zaśpiewaj - ten pierwszy wylansowany powala ;)
OdpowiedzUsuń